piątek, 13 marca 2015

#6 - "Zgadnij kim jestem"



Tytuł:
„Zgadnij kim jestem”

Autorka:
Victoria Williams

Link:

Opis powieści:
Nastoletnia Nicola jest pełna sprzeczności, czasami rozważna i poważna, innym razem szalona i niedojrzała. Dziewczyna ta poznaje w splocie dziwnych wydarzeń szowinistycznego i trudnego charakterem Filipa, który jak się okazuje od dłuższego czasu ją obserwował. Czy powinna mu zaufać? A może wręcz przeciwnie, uciekać od niego gdzie pieprz rośnie? Co takiego ich łączy? Jaki sekret skrywa każde z nich? Zapraszam na "zgadnij kim jestem", powieści, która nie opisuje tylko i jedynie losów dwójki głównych bohaterów, ale także trudne relacje jakie panują w wielu domach i rodzinach. Czy Nicoli wyjdzie na dobre poznanie rodziny Filipa… rodziny Czarneckich?
UWAGA! - osoba pisząca to opowiadanie, czyli ja, nie chce propagować w żaden sposób patologicznych zachowań i przemocy, nie ma tego na celu. Opowiadanie jest w pełni fikcyjne i zbieżność osób, wydarzeń i nazwisk ze światem rzeczywistym jest całkowicie przypadkowa.

Część 1 – Prolog – „Seria przypadkowych spotkań”:
Ascetom zawsze towarzyszyły cudowne narodziny. To tak jakby byli skazani na drogę duchową… drogę niemal świętości. Rodzili się cudownie, by żyć marnie i w cudowny sposób umrzeć. Podobnie było ze związkami dwojga ludzi przeciwnej płci. Tym najboleśniejszym rozstaniom zazwyczaj z początku towarzyszą nietypowe formy spotkania, poznania i pierwszej nocy. Skoro ludzie to wszystko wiedzą, to dlaczego brną w tak toksyczne związki bez przyszłości? Jeśli coś jest skazane na porażkę już od samego początku, to po jaką cholerę wykonywać krok na przód, a potem jeszcze jeden i kolejny? Być może od pierwszej chwili jesteśmy pod tak dużym urokiem tej nowopoznanej osoby, że już ani minuty sobie bez niej nie wyobrażamy… być może…
Pierwszy raz spotkałam go latem, gdy przechadzałam się po pobliskiej plaży. Nie był nikim wyjątkowym. Ot zwyczajny facet w czerwonych kąpielówkach, czapeczce z daszkiem zarzuconej do tyłu i okularach przeciwsłonecznych odbijających światło. Nie był nawet imponująco zbudowany. Co prawda nie był gruby ani chuderlawy, ale jego mięśnie także się nie odznaczały. Pomimo tych wszystkich wad i normalności ja i tak nie potrafiłam odwiesić z niego mojego wzroku. Biegł w moją stronę. Obserwowałam skrycie jak się zbliża. Dostrzegłam jego niewielki zarost i tatuaż na lewej piersi, a gdy mnie mijał uderzył do moich nozdrzy jego zapach. Pot wymieszany z zapewne drogą wodą kolońską. Obejrzałam się za nim ostatni raz, zmieniłam piosenkę, którą odtwarzałam wprost z telefonu i poszłam dalej.
Nie, nie będę
w San Francisco,
to nie to miejsce i czas,
Jutro dla mnie to już przyszłość,
inna kreacja i twarz.
Schną na szybie ślady łez
pora już dograć ten akt,
kto z Nas kiedyś patrząc wstecz
wspomni love story sprzed lat,
wspomni love story sprzed lat.
(piosenka Haliny Frąckowiak - Papierowy księżyc)
Mijał rok od tamtych wakacji, a ja wciąż nie potrafiłam wyrzucić go z mojej głowy. Powracałam często we wspomnieniach do dnia w którym go ujrzałam. Zmuszałam moją pamięć do przypomnienia sobie jakiego koloru był daszek jego czapki, a jakiego okulary. Dbałam o każdy szczegół obrazu malowanego w mojej głowie, tylko po to bym mogła go rozpoznać przy kolejnym spotkaniu. Tak, wiem, że to głupota, ale jako nastolatkowie robimy wiele bzdur i głupot, tak właściwie te bzdury i głupoty to znak rozpoznawczy naszego wieku. Nastoletność to czas podejmowania decyzji bez szczegółowych przemyśleń, to wiara w niemożliwe i nadzieja na lepsze, to piękny okres naszego życia, który dla niektórych dobiega końca po trzydziestym roku życia, a dla innych po dwudziestym, jeszcze inni znacznie szybciej przestają żyć marzeniami i kończą najcudowniejszy etap swojego życia przedwcześnie. Nie wszyscy potem tego żałują. Ja zamierzałam być nastolatką, tak długo jak tylko to było możliwe.
Nastały wakacje, świadectwo nie świeciło pozytywnymi ocenami, ale przynajmniej nie gościły na nim jakieś jedynki. Pojechałam z paczką najbliższych znajomych nad morze. Planowaliśmy płynąć promem do Szwecji. To miał byś nasz pierwszy wypad bez rodziców. Wszystkie inne, nie licząc kolonii odbywały się z opiekunami. Po dotarciu na miejsce pociągiem z kilkoma przesiadkami spędzaliśmy wolne dni typowo. Opalaliśmy się na piasku, pływaliśmy w Bałtyku, piliśmy chłodzone napoje, nie tylko takie bezalkoholowe. Potrafiliśmy wchodzić do wody w nocy, całkowicie narąbani, ale nikomu z nas nic się nie stało i po tygodniu takiej beztroski wchodziliśmy całą, sześcioosobową ekipą na prom, który miał nas zawieź do Szwecji.
Większość z nas pierwszy raz płynęła statkiem, a już z pewnością statkiem tak daleko i tak długo. No musieliśmy sobie przecie wypić na odwagę. A po wypiciu jak to po wypiciu naszły nas szalone pomysły. Ktoś, nie pamiętam już kto rzucił hasło:
– Kto jest odważny niech zrobi Titanica!
Temu komuś chodziło o to by stanąć na dziobie i rozłożyć ręce tak jak Kate Winslet, w jednym z najbardziej znanych filmów, w których przyszło jej zagrać. Oczywiście alkohol dodał nam odwagi na tyle, że każdy był chętny by tego dokonać. Ciągnęliśmy więc zapałki. Z dumą patrzyłam na moją najkrótszą i wspinałam się po barierkach dziobu. Nie sądziłam, że się poślizgnę. Na szczęście stało się to zanim jeszcze puściłam barierkę obiema rękoma. Potem, gdy tak wisiałam, krótszą chwilę, która dla mnie była całą wiecznością usiłowałam się przekręcić i wspiąć do góry. Wtedy poczułam jak duża, męska dłoń zaciska się na moim nadgarstku. Miałam pewność, że nie należy ona do żadnego z moich kolegów.
– Złap się drugą tych prętów – polecił.
Byłam tak oszołomiona i wystraszona, że nie wiedziałam o co mu chodzi. Właściwie nie rozumiałam co do mnie mówi. No ale przynajmniej mój instynkt zadziałał jak należy. Instynkt chciał przetrwać i zrozumiał, że będzie to możliwe tylko w moim ciele. Zapewne dlatego chwyciłam się prawą ręką barierek najwyżej jak tylko dałam radę. Nieznajomy chwycił mnie drugą ręką za ramie i wciągnął na pokład.
– Żyjesz? – zapytał, gdy tak siedziałam na podłodze i starałam się być twarda, czyli nie pokazywać po sobie strachu jaki przeżyłam.
Chciałam mu odpowiedzieć, ale nagle oniemiałam. Mężczyzna nie miał na sobie koszulki, a jego lewą stronę klatki piersiowej zdobił dobrze znany mi tatuaż, który malowałam wielokrotnie ze swoich wspomnień, tak by go nie zapomnieć. Próby okazały się daremne, bo okazało się, że jakbym go spotkała w ubraniu to i tak bym nie dała rady rozpoznać w nim tamtego człowieka biegnącego wzdłuż plaży. Teraz wydawał mi się większy, lepiej umięśniony, no i nie miał na sobie czerwonych kąpielówek, a dżinsy luźno trzymające się na jego biodrach i kończące się nieco za kolanami.
– Żyje – wydukałam w końcu, gdy obległo mnie dookoła towarzystwo z którym przyjechałam na wakacje. – Dziękuję i jestem Nicola. – Wyciągnęłam nieśmiało drżącą dłoń w kierunku nieznajomego.
Odwzajemnił uścisk, zdjął z oczu okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na mnie jasnymi, szaro-niebieskimi oczami.

– Filip – wypowiedział lekko zachrypniętym głosem. Potem puścił moją dłoń i po prostu odszedł. Po raz kolejny mi umknął. Nie wiem dlaczego było mi przykro z tego powodu, przecież właściwie wcale go nie znałam.

Link:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz