Tytuł:
"City Wolves"
Autorka:
Inta
Link:
Opis powieści:
Pewnego
wieczoru, wracając do domu, Emilka zostaje ugryziona przez nienaturalnie dużego
psa. Jakby tego było mało, kilka dni później, na studniówce, znajduje swojego
chłopaka zdradzającego ją z inną dziewczyną. Kiedy na miejsce przybywa
miejscowa wataha, jest już za późno. Zszokowaną tym, co zrobiła dziewczynę
zabierają ze sobą. Kiedy ona musi nauczyć się żyć z nowoodkrytym dziedzictwem,
policja szuka sprawców morderstwa dwójki nastolatków. Czy Emilce uda się
pogodzić ze swoimi czynami i nowym życiem? A jeśli tak, to za jaką cenę?
Prolog – "Ugryzienie":
Droga do domu
jak zwykle jej się dłużyła. Nie pomagały nawet słuchawki, ponieważ chłód kąsał
ją w nos i panoszył się na całej twarzy, przypominając o tym, że lato, a nawet
jesień, dawno minęły. Kiedy w końcu dotarła do metra, aż uśmiechnęła się lekko
na myśl, że właściwie została jej tylko połowa drogi, z czego większość będzie
mogła stać w cieple, podróżując stalową puszką przez podziemne tunele. Wchodząc
do pociągu, zauważyła, że jakiś mężczyzna uważnie jej się przygląda. Wyglądał
młodo, miał brązowe dredy do łopatek i jej zdaniem był całkiem przystojny. Mimo
to nie była nim zainteresowana. Miała już chłopaka i nie potrzebowała innego.
Poza tym, nie podobał jej się wnikliwy wzrok, którym była lustrowana. Zająwszy
jedno z wolnych miejsc, wsłuchała się w swoją muzykę i szybko zapomniała o
nieznajomym na stacji. Byle dotrwać do domu...
***
Po chwili
pociąg ruszył i Rafał stracił dziewczynę z oczu. Nie tracąc czasu, czym prędzej
ruszył w stronę korytarzy technicznych, w głąb tunelu. Szybko rozejrzał się,
czy nikt go nie obserwuje, po czym zanurzył się w labirynt pomieszczeń
oświetlanych jaskrawym, białym światłem jarzeniówek. Chwilę później był już na
miejscu. Pokój, którego próg przekroczył, miał kształt kwadratu. Na środku stał
prosty drewniany stół pozbawiony krzeseł. Wokół niego zebrane było pięć
postaci, dyskutujących nad czymś żywo. Gdy Rafał wkroczył do środka, głosy
natychmiast ucichły.
- I co? -
Spytała kobieta stojąca naprzeciwko wejścia.
- Znalazłem
ją. Jedzie w stronę Kabat, tylko kilka przystanków, więc nie mamy zbyt wiele
czasu.
- Dobra
robota. - Kobieta skinęła mu głową, po czym popatrzyła na resztę zebranych. Jej
wzrok zatrzymał się na ciemnowłosym mężczyźnie z blizną na dolnej wardze. -
Aleksandrze? - Spojrzała na niego pytająco. On odpowiedział jedynie skinieniem,
po czym bez słowa opuścił pomieszczenie.
***
I znowu
zimno... Ile można? Mimo, że przyspieszyła kroku, wciąż miała wrażenie, że
idzie już wieczność. Nie pomagały jej nawet dźwięki utworu Whenever, Wherever
Shakiry, który nadawał jej krokom dobry, żwawy rytm. Mijała właśnie kolejny
zakręt na drodze na domu, kiedy znienacka poczuła szarpnięcie. Chwilę później
dołączył do niego ból. Zaskoczona i przestraszona, instynktownie próbowała
odskoczyć. Cokolwiek chwilę wcześniej złapało jej rękę, teraz puściło, przez co
potknęła się i upadła na chodnik. Kątem oka dostrzegła duży, psopodobny kształt
uciekający w pobliskie krzewy. Tymczasem na jej kurtce zaczęła kwitnąć
szkarłatna plama, powoli przesączając się przez materiał, a w każdym razie to, co
z niego zostało...
Link:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz