sobota, 7 marca 2015

#5 - "City Wolves"



Tytuł:
"City Wolves"

Autorka:
Inta

Link:

Opis powieści:
Pewnego wieczoru, wracając do domu, Emilka zostaje ugryziona przez nienaturalnie dużego psa. Jakby tego było mało, kilka dni później, na studniówce, znajduje swojego chłopaka zdradzającego ją z inną dziewczyną. Kiedy na miejsce przybywa miejscowa wataha, jest już za późno. Zszokowaną tym, co zrobiła dziewczynę zabierają ze sobą. Kiedy ona musi nauczyć się żyć z nowoodkrytym dziedzictwem, policja szuka sprawców morderstwa dwójki nastolatków. Czy Emilce uda się pogodzić ze swoimi czynami i nowym życiem? A jeśli tak, to za jaką cenę?

Prolog – "Ugryzienie":
Droga do domu jak zwykle jej się dłużyła. Nie pomagały nawet słuchawki, ponieważ chłód kąsał ją w nos i panoszył się na całej twarzy, przypominając o tym, że lato, a nawet jesień, dawno minęły. Kiedy w końcu dotarła do metra, aż uśmiechnęła się lekko na myśl, że właściwie została jej tylko połowa drogi, z czego większość będzie mogła stać w cieple, podróżując stalową puszką przez podziemne tunele. Wchodząc do pociągu, zauważyła, że jakiś mężczyzna uważnie jej się przygląda. Wyglądał młodo, miał brązowe dredy do łopatek i jej zdaniem był całkiem przystojny. Mimo to nie była nim zainteresowana. Miała już chłopaka i nie potrzebowała innego. Poza tym, nie podobał jej się wnikliwy wzrok, którym była lustrowana. Zająwszy jedno z wolnych miejsc, wsłuchała się w swoją muzykę i szybko zapomniała o nieznajomym na stacji. Byle dotrwać do domu...
***
Po chwili pociąg ruszył i Rafał stracił dziewczynę z oczu. Nie tracąc czasu, czym prędzej ruszył w stronę korytarzy technicznych, w głąb tunelu. Szybko rozejrzał się, czy nikt go nie obserwuje, po czym zanurzył się w labirynt pomieszczeń oświetlanych jaskrawym, białym światłem jarzeniówek. Chwilę później był już na miejscu. Pokój, którego próg przekroczył, miał kształt kwadratu. Na środku stał prosty drewniany stół pozbawiony krzeseł. Wokół niego zebrane było pięć postaci, dyskutujących nad czymś żywo. Gdy Rafał wkroczył do środka, głosy natychmiast ucichły.
- I co? - Spytała kobieta stojąca naprzeciwko wejścia.
- Znalazłem ją. Jedzie w stronę Kabat, tylko kilka przystanków, więc nie mamy zbyt wiele czasu.
- Dobra robota. - Kobieta skinęła mu głową, po czym popatrzyła na resztę zebranych. Jej wzrok zatrzymał się na ciemnowłosym mężczyźnie z blizną na dolnej wardze. - Aleksandrze? - Spojrzała na niego pytająco. On odpowiedział jedynie skinieniem, po czym bez słowa opuścił pomieszczenie.
***

I znowu zimno... Ile można? Mimo, że przyspieszyła kroku, wciąż miała wrażenie, że idzie już wieczność. Nie pomagały jej nawet dźwięki utworu Whenever, Wherever Shakiry, który nadawał jej krokom dobry, żwawy rytm. Mijała właśnie kolejny zakręt na drodze na domu, kiedy znienacka poczuła szarpnięcie. Chwilę później dołączył do niego ból. Zaskoczona i przestraszona, instynktownie próbowała odskoczyć. Cokolwiek chwilę wcześniej złapało jej rękę, teraz puściło, przez co potknęła się i upadła na chodnik. Kątem oka dostrzegła duży, psopodobny kształt uciekający w pobliskie krzewy. Tymczasem na jej kurtce zaczęła kwitnąć szkarłatna plama, powoli przesączając się przez materiał, a w każdym razie to, co z niego zostało...


Link:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz