Tytuł:
"Mój belfer i ja"
Autorka:
Mała Migotka
Link:
Opis powieści:
Charlotte
Bright to młoda, siedemnastoletnia uczennica drugiej klasy liceum. Jej życie
nie jest jakieś spektakularne, ciekawe i niesamowite. Lotte jest zwykłą
nastolatką, mieszkającą wraz ze zwariowaną matką Teresą w niewielkim domku
jednorodzinnym. Ma jedną, jedyną przyjaciółkę Sarę – rozpieszczoną, bogatą
blondynkę, która mówi co jej ślina na język przyniesie i cichego wielbiciela –
kolegę z tylnej ławki, skrytego, rudego Bartka. Krótko mówiąc nic
nadzwyczajnego... aż do czasu. Pewnego dnia najprzystojniejszy nauczyciel w
całej szkole proponuje Charlotte indywidualne, nadprogramowe zajęcia z języka
angielskiego. Od tej chwili życie siedemnastolatki obróci się o sto
osiemdziesiąt stopni. Robert jako nauczyciel ma nienaganną opinię, jest
szanowany i podziwiany, jednak czy prywatnie również taki jest? Co połączy
belfra i naiwną licealistkę? Czy dziewczynie uda się odkryć mroczny sekret
pedagoga, a przede wszystkim – czy spotkanie Roberta i Charlotte jest aby na
pewno przypadkowe? Co połączy Sarę i jej przyszywanego brata Arka? Jaki sekret
będą skrywać przed całym światem? Wiele tajemnic, sprzeczności i niedopasowań.
Wiele zawirowań, błędów i łez, a to wszystko za sprawą jednego uczucia –
miłości.
Prolog:
Słowa
piosenki dudniły w słuchawkach podłączonych do mojego telefonu. Leżałam na
łóżku ubrana w nienaganny galowy strój i patrzyłam tępo w sufit. To już koniec,
powtarzałam sobie w myślach. Dzisiaj wszystko się skończy. Już nie płakałam.
Wylewałam łzy przez całą noc, teraz, kiedy nadszedł ranek zwyczajnie już ich
nie miałam. Moje kanaliki łzowe wyschły jak pustynia i potrzebowały porządnego
deszczu, aby znów się napełnić. Przez ostatnie godziny nie miałam żadnej
wiadomości od Roberta. Może to nawet lepiej. On dokonał już wyboru. Przedstawił
swoje stanowisko w tej sprawie. Dzisiaj nadeszła kolej na mnie. Nie będę nic
ukrywała, powiem wszystko tak jak było naprawdę. Nawet jeżeli miałoby to
skutkować zaprzepaszczeniem mojej nauki i przyszłości. Nawet jeżeli pogrążę tym
Roberta i jego karierę. On ich wszystkich okłamał, z premedytacją i z obawy o
siebie. Nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, co poczuję, kiedy dowiem się, że
nazwał mnie "popieprzoną gówniarą, która wymyśliła sobie wszystko".
Zaśmiałam się cicho pod nosem. Ja byłam popieprzoną gówniarą... To tak
nieprawdopodobne, że aż śmieszne. Do drzwi mojego pokoju rozległo się ciche
pukanie i do środka zajrzała głowa mojej mamy.
-Skarbie? -zapytała
cicho i niepewnie weszła do pokoju. Podeszła do mnie i przycupnęła na brzegu
łóżka. Moja kochana mama. Jak zwykle wyglądała nienagannie. Miała na sobie
białą koszulę, czarną spódniczkę i wysokie szpilki. Czarne włosy spięła w
rozpadającego się koka, a zielone oczy podkreśliła eyelinerem oraz tuszem.
Twarz bez zmarszczek pokryła delikatną warstwą pudru, a usta pomalowała
błyszczykiem... zapewne moim. Była piękną kobietą.
-W porządku
mamo -mruknęłam tylko i znów spojrzałam w sufit. To znaczy... chciałam żeby
sądziła, że jest w porządku. Nigdy nie mogłam zrozumieć czym sobie zasłużyłam
na taką matkę. Inni rodzice na jej miejscu urządzaliby mi awantury, dawali
szlabany, trzaskali drzwiami i rzucali czym popadnie. A moja mama? Ona przyjęła
wszystko ze stoickim spokojem. Mało tego! Broniła mnie przez ten cały czas!
Zawsze uważałam, że jest nienormalna, ale w ostatnich dniach upewniła mnie w
tych przypuszczeniach.
-Musimy
jechać -powiedziała i dotknęła mojej ręki. Miała taką ciepłą i delikatną dłoń.
-Okej -znów
mruknęłam i wyciągnęłam słuchawki z uszu. Po raz pierwszy w życiu miałam do
szkoły jechać samochodem. Po raz pierwszy w życiu nie biegałam po domu jak
szalona w poszukiwaniu książek, zeszytów i plecaka. Po raz pierwszy w życiu
posprzątałam swój pokój i wychodziłam z domu punktualnie... Po raz pierwszy i
ostatni.
W szkole było mnóstwo ludzi, ale nie
mówiło się o niczym innym jak o mnie. Gdy szłam u boku mamy do dyrektora
uczniowie wskazywali mnie palcami, patrzyli na mnie i szeptali między sobą
kąśliwe uwagi. Mama szła obok mnie dumna, z wysoko uniesioną głową i czarną
torebką na ramieniu. Wyglądała na pewną siebie i zdeterminowaną. Och mamo...
tak bardzo chciałabym być tobą.
-Gdyby udało
im się mnie wyprowadzić z równowagi -powiedziała nagle, gdy wchodziłyśmy
schodami na piętro -to powstrzymaj mnie zanim zrobię komuś krzywdę, dobrze?
-Masz przy
sobie jakieś ostre narzędzia? -zapytałam, a mama uśmiechnęła się lekko.
-Tylko pilnik
do paznokci i grzebień do tapirowania -spojrzała na mnie i puściła mi oczko.
-Czyli broń
masowego rażenia -stwierdziłam. Uśmiech na twarzy mojej mamy przybladł i
wiedziałam dlaczego. Przed nami, koło drzwi sekretariatu stali ONI. Ci którzy
mieli wydać "wyrok". Wyrok za to, że zaufałam. Oddałam całą siebie.
Pokochałam....
Link:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz